Jeśli pamiętacie wino Bolesław z Winnicy Dąbrówka, które na blogu opisywaliśmy, kupaż z Manru jest po drugiej stronie osi. Bolesław leżakował w barrique, nabierał beczkowej charakterystyki. Tutaj wino dojrzewało w stalowych kadziach zachowując potęgę owocu. Zobaczcie: kupaż dwóch takich samych szczepów, a jakże różne wina mogą powstać.

Oczywiście różnice wynikają nie tylko ze sposobu winifikacji (drożdże, czas i temperatura fermentacji, procentowy udział poszczególnych szczepów w kupażu, długości dojrzewania, rodzaju zbiorników, etc.), także z terroir. Siedlisko Manru to dolina rzeki Biała, zatem stanowisko zdecydowanie bardziej wysunięte na południowy wschód od Dąbrówki Szczepanowskiej (Winnica Dąbrówka, wspomniany tu Bolesław) leżącej tuż nad Dunajcem.

Przypomnijmy tylko w kilku słowach (informacji o Winnicy Manru szukajcie na naszym blogu i FB), że nasadzenia znajdują się na wysokości 350 m n.p.m. na dobrze nasłonecznionym stoku o południowo-wschodniej ekspozycji, otwartym na linii wschód-zachód, co pozwala delikatnie wiejącym tu wiatrom na skuteczne wietrzenie winorośli.

Enoturystom ta lokalizacja odpowiada, co najmniej tak samo jak winogronom! Cisza, obłędne widoki na dolinę Białej, na Ciężkowice ze Skamieniałym Miasteczkiem i Parkiem Zdrojowym, na Kąśną z dworkiem Paderewskiego. Do tego pozyskana w ramach współpracy przy licznych projektach m.in. ENOTarnowskie infrastruktura pozwalająca na komfortowy wypoczynek i pełniąca funkcje informacyjne. I jeszcze te wina, i możliwość ich degustacji w towarzystwie lokalnych produktów z okolicznych piekarni, cukierni, serowarni, masarni czy pasiek.

No właśnie, wino lubi jedzenie, a jedzenie wino. Nie odkrywamy tu przysłowiowej Ameryki, natomiast proponujemy czerwień Manru spróbować ze schabem od Kocika. Wino, jak to powiedzieliśmy ma lekką charakterystykę, może nieco w stylu Pinot Noir. Czerwone owoce, lekkość, naturalna przyjemność bez zobowiązań. No, może poza jednym zobowiązaniem – plastrem schabu.

Wydawałoby się, cóż tam schab! Prosta rzecz… A jednak niekoniecznie. Po pierwsze, składnik wyjściowy, czyli mięso, jego jakość. O to w El-Stach (czyli u Stanisława Kocika, jak nazywa się twórca i właściciel janowickiej masarni) dbają szczególnie. Od początku, czyli lekko licząc 30-stu lat, mięso pozyskiwane jest wyłącznie od sprawdzonych, małych hodowców z okolicznych, sąsiadujących z Janowicami wiosek (i oczywiście z samych Janowic). Po drugie, rodzinne tradycje masarskie, czyli kompetencje. Po trzecie, w pełni naturalne przygotowanie mięsa, tj. żadnych polepszaczy, barwników, konserwantów, tylko schab i sól spożywcza. I wreszcie, po czwarte, sposób wędzenia, powolny w mieszanym dymie bukowo-olchowym.

Teraz tylko odkorkowujemy wino, które w tym wypadku powinno mieć 15-16 stopni, rozlewamy do kieliszków. Kroimy schab w plastry, jakie lubimy, wcale nie muszą być cieniutkie. I to wszystko, cieszymy się smakami i aromatami, które tutaj idą w parze. Najlepiej, gdybyśmy racząc się winem i schabem robili to zasiadając w Winnicy Manru…

Skip to content