Szampion, Idared, Lobo, Cortland, Jonaprince, Szara Reneta, to kluczowe odmiany uprawiane w gospodarstwie Soki Prosto z Sadu. Oczywiście odmian jest wiele więcej, w sumie kilkanaście, ale to właśnie te wymienione budują smak sadu. Dodajmy, budują w dwójnasób: po pierwsze można je zjeść w postaci świeżego owocu czy to w sadzie, czy biorąc ze sobą, by jakiś czas dojrzewały. Stosunkowo chłodne, nie wilgotne pomieszczenie i jabłka pięknie się zmieniają, nabierają bardziej złożonych, jakby spokojniejszych smaków, delikatnieją aromaty, łagodniej struktura.
Po drugie, Zwoliński od ubiegłego roku tłoczy także, w swojej niedużej, rzemieślniczej tłoczni sok ze świeżo zebranych jabłek. Nie ma tu żadnej sztuczności, żadnych dodatków, barwników, konserwantów, same naturalne procesy, zgniatanie, wyciskanie, krótka pasteryzacja w niezbyt wysokiej temperaturze, nieco ponad 70 stopni C, rozlewanie. Przy takim, rzemieślniczym tłoczeniu, owoce zachowują wartości, smak i zapachy, a jednocześnie można sok dłużej przechowywać.
Jabłka i soki możecie codziennie kupić w sadzie w Janowicach, ale Dariusz Zwoliński jest również intensywnie obecny ze swoimi produktami podczas różnych lokalnych targów, festynów czy przedsięwzięć organizowanych przez okolicznych winiarzy. Tam także możecie poznać jego produkty. Albo korzystając z udziału w otwartych i bezpłatnych imprezach organizowanych w sadzie, wiosną i jesienią, gdy sad kwitnie i owocuje. Soki i jabłka znajdują się już też w kilku sklepach i restauracjach, gł. w Tarnowie.
Ale przede wszystkim upieczcie sobie kiedyś jabłko z janowickiego sadu. Przepis możecie znaleźć chociażby na FB Soki Prosto z Sadu, sprawdziliśmy, ekstra! A gdy jabłko w piekarniku dochodzi, otwórzcie butelkę Julity, niech będzie schłodzona do 9-10 stopni. W nos uderzą Was ciepłe, owocowe aromaty, przede wszystkim dojrzałego jabłka oraz mięty, co pięknie zagra z wyłożonym właśnie na talerz owocem.
Julita to klasyk Antoniego i Damiana Marcinków. 30 g/l cukru resztkowego, 6 g/l kwasu, 11,5% alkoholu, to twarde dane. A z organoleptycznej strony? Otóż Julita to kupaż węgierskiej hybrydy Kristaly (lubi pójść w ziołowe zapachy, ma niską kwasowość i sporo cukru), Aurory (krzyżówka francuska, słodka i neutralna aromatycznie) oraz Jutrzenki (polska hybryda z Podkarpacia, z Winnicy Golesz Romana Myśliwca – tutaj i kwasowość, i aromatyczność). Szczepy pomieszane są mniej więcej w równych proporcjach. I to właśnie Jutrzenka, która jest z natury dominująca, gra tu pierwsze skrzypce, miętowe skrzypce dodajmy.
Dodajmy też, że grona były macerowane przez dwie doby, że dwutygodniowa fermentacja przebiegała bez schładzania w piwnicznej, naturalnej temperaturze, w stalowych kadziach, że potem w stali wino jeszcze rok dojrzewało. No i oto ją mamy, tę naszą (no dobrze, Antoniego Marcinka) Julitę…