Jersejki to krowy mniejsze od większości pozostałych, zdrowe, towarzyskie. W zgodnej opinii znawców to najlepsza krowa „serowa”. I to właśnie krowy tej rasy są tu hodowane, ich mleko jest podstawą do wytwarzania serów Baby Jagły.
Ale od początku. Cała historia zaczęła się od zmęczenia miastem, życiem w szybkim rytmie Łodzi oraz głęboką potrzebą zmiany. Małżeństwo Jagłów rozpoczęło poszukiwania swojego siedliska. Miejsca w typie slow. Gdzie czyste powietrze, zdrowa ziemia, cisza, spokój. Gdzie są budynki gospodarcze, w których można hodować krowy, trzymać kury, wyrabiać sery. Gdzie jest podwórko dla psiaka, stary sad owocowy, ziemia pod pole uprawne, kawałek ogrodu pod małą pasiekę.
Trochę to trwało, te poszukiwania. Były wizyty na Dolnym Śląsku, Podlasiu, Sądecczyźnie, na Jurze, aż wreszcie ktoś polecił im Maniów. I to było to. Duży dom, którego część można przerobić pod agroturystkę, stodoła, stajnia, kurnik, pole, ogród… Wszystko się zgodziło. Dodajmy, że całe gospodarstwo ma 3 hektary.
Jest rok 2018, kiedy p. Barbara Jagła formalnie rejestruje gospodarstwo „Baba Jagła”, rok później powstają pierwsze sery. To ledwie dwa lata temu, a sery już cieszą się renomą wśród smakoszy, mają stale powiększające się grono wielbicieli. – Nie miałam jakiegoś wielkiego doświadczenia, więc serowarstwa uczyłam się najpierw samodzielnie, czytając fachowe opracowania, wertując Internet. Potem były warsztaty u Joanny Włodawskiej, aż wreszcie trafiłam do Sylwestra Wańczyka, do „Wańczykówki”. To mój wzór, wspaniały serowar, u niego nauczyłam się najwięcej – mówi p. Barbara.
Ale nauka trwa ciągle, Barbara Jagła należy do Stowarzyszenia Serowarów Farmerskich i Zagrodowych, którego członkowie wymieniają się doświadczeniami, dzielą wiedzą, spotykają na warsztatach. Sama też wciąż eksperymentuje, ot chociażby robiąc sery z mleka owczego, od owiec podhalańskich hodowanych tuż obok, po drugiej stornie Wisły.
Jako sympatyczną anegdotę Jagła wspomina swój pierwszy ser – goudę. Po zrobieniu wydawał się jej niezbyt udany, delikatnie mówiąc. Odłożyła więc te kilka krążków do lodówki, niemalże o nich zapominając. A gdy po roku spróbowała, okazało się, że dojrzewanie wydobyło świetnie nuty smakowe, aromatyczne, kolor. Mówiąc wprost roczna gouda okazała się pysznym serem.
Dzisiaj w gospodarstwie powstaje kilka rodzajów sera. Niedojrzewające to twarożek i sery kwasowo-podpuszczkowe, oba świeże, do zjedzenia od razu. Następnie sery podpuszczkowe z różnymi dodatkami i przyprawami. Te można zjeść tuż po zrobieniu, ale mogą też krótko, do miesiąca dojrzewać. Kolejny rodzaj to sery podpuszczkowe, długo dojrzewające, typu gouda. Są łagodne, półtwarde. Gotowe do jedzenia po 5-6 tygodniach, leżeć mogą nawet ponad rok. Kolejny z długo dojrzewających serów to Lomik, ser twardy, dojrzewający minimum 2-3 miesiące. Jego wersją jest Emik, który dodatkowo ma charakterystyczne oczka. To sery lekko słodkawe w smaku. Wreszcie sery podpuszczkowe, dojrzewające, pleśniowe, wśród nich Kazik.
Barbara Jagła z mężem konsekwentnie krok po kroku rozwijają gospodarstwo. Kluczem jest nawiązywanie kontaktów z indywidualnymi klientami, często podczas lokalnych czy regionalnych festynów, festiwali smaku, festiwali wina, na cyklicznych targach. Klienci kosztują sery i potem po nie wracają. Drugą ścieżką jest współpraca z małymi, lokalnymi sklepami, do których sery Baby Jagły trafiają, chociażby tarnowski sklep Zdrowe Smaki.
Istotne jest także poszerzanie oferty. Gospodarstwo proponuje nie tylko sery, także świeże mleko, śmietanę, jogurt, chleb. A wkrótce? Planów jest kilka. Po pierwsze powiększenie serowarni poprzez przeniesienie jej do oddzielnego budynku gospodarczego. Po drugie agroturystyka. W tym przypadku 2-3 pokoje dla gości. Jest także pomysł na organizowanie w gospodarstwie późnych śniadań i podwieczorków, czyli degustacje pyszności zrobionych przez p. Barbarę w ogrodzie, pośród drzew i kwiatów, w ciszy i spokoju.